Hej :)
Dziś post, z którym się zbieram długi czas Długi, to jest od 5 września. Co jakiś czas na Waszych blogach, albo blogach Waszych koleżanek mogłyście przeczytać, że cierpię na wypadanie włosów. Sadziłam, że ten problem mnie nie dotyczy, ponieważ nigdy nie miałam z tym problemów. (
Tak jak sądziłam, ze nie mam cery naczynkowej, albo cery, która wymaga czegokolwiek poza myciem - idiotka). D
opiero jako włosomaniaczka zaczynam zauważać problemy mojej skóry i włosów.
Ale od początku. Wszystko zaczęło się jakoś w sierpniu tak myślę. Myłam włosy jak zwykle co 2 dni. Stopniowo niestety zaczęłam zauważać coraz więcej włosów. Nie wiem niestety ile standardowo mi wypada, sądzę, że mieszczę się w normie, ale nigdy nie liczyłam, bo się nie bałam, albo nie widziałam potrzeby. Najpierw mieściło się to jeszcze w granicach górnej normy. Później zaczęło być coraz gorzej. Kiedy po myciu głowy
5 września zobaczyłam ok 500 włosów w odpływie (około, bo przy 450 miałam już dość liczenia) załamałam się. Wyszło około 170-220 na dzień, przy takiej ilości już 50 włosów nie robiło mi żadnej różnicy. Otrzeźwiałam jednak stosunkowo szybko i tego samego dnia zrobiłam swoją własną, domową wcierkę.
Zainspirował mnie nie kto inny tylko Wy Dziewczyny i bardzo wam za to dziękuję :) Na zdjęciu widać kłak gigant. Wtedy wypadały mi babyhair i włosy długie z białą kropką 'cebulką'.
Sokowirówka mi się popsuła więc potrzebne składniki, czyli:
mocna kawa, papryczki pepperoni, chrzan (łatwo przyswajalne aminokwasy), czosnek, cebula, resztka Jantaru, woda brzozowa, wcierka bursztynowa na spirytusie, 5 szczypt cynamonu, olejek rozmarynowy, zmiksowałam blenderem. Powstałą papkę przecedziłam przez gazę i zmielone skórki i inne resztki również odcisnęłam w gazie. Do płynu dodałam
FEOG. Całość rozlałam do 2 buteleczek - 1 po Joannie Rzepa i 2 po soczku (trzymam w lodówce). Śmierdzi niemiłosiernie :D Dla mnie jest to
zapach pieczonego mięsa z ogórkami :D
Mój TŻ jednak wrażliwiec nie chce mnie w nocy przytulać :( Ciągle słyszę
"Musisz to dziś nakładać? Ale Kochanie...no proszę Cie." albo
" Śmierdzisz spalonym grillem" lub
"Sos BBQ ci pociekł po twarzy" :D W systematyczności siła i ciągle mu to powtarzam, przecież nie chce mieć dziewczyny łysej jak kolano (albo jak ona sam :P) .
Nie nakładałam od tego czasu tylko przez 2 dni bo mieliśmy gości (smrodek byłby wyczuwalny dla wszystkich), jednak zdarzały się dni, że nakładałam po 2 razy. Jakoś się to wyrównało.
Nie żałuję wcierki na włosy. Zapach z każdym dniem robi się coraz bardziej intensywny.
Wcierkę czuć zaraz po nałożeniu i jak się ma nos blisko mojego skalpu. Ja sama ją czuję też przy myciu włosów. Powoli zaczyna i mnie męczyć ten zapach. Woda przy płukaniu też leci brązowawa przez wcierkę.
Nie jest to wcierka, która przedłuży świeżość - przeciwnie. Przy nieumiejętnym nakładaniu włosy mogę mieć drugiego dnia do mycia. Do tego wykonuję masaż palcami, ale zdecydowanie bardziej wolę moją podróbkę szczotki TT :)
Koniec narzekania, teraz pomówmy o działaniu. Początkowo nie było żadnych efektów. Jednak z każdym użyciem powoli się rozkręcało. Przy wczorajszym myciu wypadło mi około
515 włosów (jednak nie myłam włosów przez 4 dni) i daje mi to
ok 130 włosów na dzień.
Jest progress :) Powolny, ale zawsze :) Przy przejeżdżaniu palcami zostaje mi mniej włosów - był czas, kiedy przejeżdżałam palcami przez 5 minut i ciągle coś znajdywałam. Na szczotce zostaje mniej - używam właśnie do kontrolowania ile mi wypada i żeby liczyć mniej z odpływu, lub po myciu, jeśli wiem, ze to nie wszystko wypadło.
Przestały wypadać babyhair, wypadają tylko włosy 'dorosłe'. Pojawiły się też babyhair :) czyli to co wypadło jest, a w zasadzie będzie zastąpione.
Zamierzam zużyć całą butelkę po Rzepie - zostały mi na ok 2 użycia. Zastanawiam się
czy skończyć na butelce czy na miesiącu, jak sądzicie? Później przynajmniej
tydzień od niej odpocznę i zobaczę, jak włosy dają radę bez niej. Zdecydowanie
muszę wykonać peeling skóry głowy, ale może delikatniejszy niż zwykle, bo mimo odsączania wcierka ma osad i gromadzi się na skalpie.
Teraz przypuszczalne powody mojego łysienia:
- stres w pracy (niestety, taka już jestem, że się przejmuję aż za bardzo)
- upięcie w pracy - włosy muszą być związane w kitę, warkocz, kok, cokolwiek. Nie mogą dotykać twarzy, ani kołnierzyka (to teoria, ale muszą być jakoś upięte). Sama się teraz łapię na tym, że czuję, że mam za mocno związane włosy i boli mnie głowa. Wtedy poluźniam trochę upięcie
- stres spowodowany wypadaniem włosów - no wiem, błędne koło
- przemęczenie - w końcu urlop, ale co to za wakacje - tylko tydzień
- kiepskie upięcie do spania - jeśli mam zbyt dobrą gumkę, to ciągnie mi włosy. Mogą spać w ananasie, kok odpada bo włosy brzydko wyglądają. Chociaż w sumie mogę się przemęczyć aż będzie dobrze.
- możliwe złe badania krwi - w poniedziałek idę na morfologie i żelazo - polecacie mi coś jeszcze? Tutaj niestety kompletnie leżę i się nie znam. Nie sądzę, że mam problemy z hormonami tarczycy. Jeśli te badania nic nie wykażą, a problem nie ustanie to wtedy pójdę po skierowanie i zrobię kompleks badań. Jeśli nadal nic się nie wyjaśni idę do dermatologa/trychologa.
- stosuję antykoncepcje hormonalną i wiem, że czas zmienić tabletki (znowu). Bolą mnie piersi.
- zła dieta? Chociaż nie sądzę, ale może?
- jesienne wypadanie
- suszę włosy chłodnym nawiewem, ale zawsze.
- ostatnio byłam chora, jedynie ze stanem podgorączkowym
- EDIT: coś o czym powiedział i brat. W moim pokoju są świetkówki (żarówki energooszczędne), one też mogą sprzyjać wypadaniu włosów, a w zasadzie zawarta w nich rtęć. Zainteresowanych odsyłam TUTAJ. Może przesadzam, ale teraz przynajmniej mam jaśniej w pokoju, bo moja stara żarówka była godna pożałowania.
Zdania pomagające mi kiedy widzę kępe kłaków w odpływie:
- Pamiętaj, że nie myjesz włosów codziennie, więc podziel liczbę przez ilość dni.
- Pamiętaj, nie czeszesz włosów, więc wszystko jest w odpływie
- Jesienne wypadanie to problem każdej kobiety, nie jesteś sama
- Już niedługo pełen relaks, zacznie się rok akademicki, mniej stresu, mniej upiętych włosów, niech żyją wolne loki!!
Czego potencjalnie złego nie robię lub co robię dobrego? (lub inne kwestie mogące mieć wpływ na wypadanie)
- nie olejuję skalpu
- obchodzę się delikatnie z włosami
- zdaję sobie sprawę, ze dopiero dzięki włosomaniactwu zauważam problemy, a może je nawet hiperbolizuję.
- nie sądzę, ze mam zaburzenia hormonów
- nie używam ręczników do wycierania, a bawełnianą koszulkę
- skóra głowy normie, bez podrażnień, nie używam silnych detergentów ani innych środków drażniących
- myję włosy w letniej/ciepłej wodzie - odpowiedniej
- nie farbuję
- nie odchudzam się
Co mogę zrobić?
- Nadal liczyć włosy i obserwować zmiany
- Mniej się przejmować pracą i wypadającymi włosami
- Inaczej upinać włosy - jeszcze nie wiem jak
- Zrobić badania i wyciągnąć odpowiednie wnioski, możne poza ogólnym badaniem krwi i żelaza włączę w dietę magnez, wapń, cynk, wit H, i wit. z grupy B.
- Relaksować się :)
- Zmienić tabletki i poprosić o skierowanie na badania krwi, pokazujące poziom hormonów.
- Poprawić dietę
- Przeczekać jesienne wypadanie
- Suplementacja, suplementacja, suplementacja (Falvit, skrzypokrzywa, CP, drożdże, siemię lniane, oleje lub kapsułki olejowe)
- Wcierki, balsamy, maski - wszelkiego rodzaju, domowe, kupne, na alkoholu, bez alkoholu, oleje
- Masaż głowy
- Szampony z kofeiną lub inne stymulująco rozgrzewające (imbir, cynamon)
- Peelingi kawowe
- Może ręcznik z mikrofibry, albo turban?
- Może wizualizacja? Wierzę, że jeśli coś sobie postanowię i wymyślę, to tak będzie. Autosugestia ma moc.
- Wymienić żarówkę ;)
Uff, przebrnęłam przez to. Mam nadzieję, że wy tez. Ten post pomógł mi to wszystko ogarnąć, co jest nie tak, jak poprawić, co mogę zrobić. Teraz tylko działać i czekać :) Postaram się ten temat aktualizować minimum raz w miesiącu. I coś jeszcze, nadal nie umiem szacować, a ostatnią odpływową kępkę podzieliłam sobie na grupki po 100 sztuk. 100 włosów to naprawdę mała kępka jak się okazało.
___________________________________________________________________________
Macie problem z wypadaniem? Jak sobie radzicie? Jakieś sprawdzone metody? Mogą być popularne i te nietypowe. Doradźcie mi czy wcierkę skończyć po butelce czy po miesiącu? Może wiecie więcej na temat badań. Może macie jeszcze jakieś inne spostrzeżenia na temat mojego wypadania?
Pozdrawiam
A.